czwartek, 13 stycznia 2011

W okowach Tajgi: Pamiętnik zesłańca

Wydawnictwo: Zakłady Graficzne w Katowicach
Autor: Eugeniusz Dembowski
Rok: 1992
Ilość stron: 145
Cena: 30 zł


„… Nie zapomnę dnia, w którym po odjeździe Ojca, przyjechała Stasia i przywiozła kawałek białego chleba. Usiadła na łóżku Zdzisława, a on smutnym i błagalnym wzrokiem patrzył na ten chleb i wyciągając do Stasi opuchnięte rączki prosił ledwie słyszalnym głosem: daj! daj!...” - to fragment książki Eugeniusz Dębowskiego „W okowach Tajgi: pamiętnik zesłańca”. Czytałam parę książek o wojnie, o zbrodniach z tamtych lat, ale ta książka jest inna, jest wyjątkowa.
Co takiego wyróżnia ją od „Innego świata” czy „Medalionów”? „W okowach Tajgi” to ujmująca historia pewnej zesłanej na Syberię rodziny z Podola, widziana z perspektywy jej najmłodszego członka – 7 letniego wówczas Gienka – autora tej książki. Odebranie wszystkiego, deportacja i kolejne miejsca, gdzie Polaków zmuszano do ciężkiej pracy, przez to wszystko musieli przebrnąć Stasia, Lonia, Zdzisław, Mundek i ich rodzice. O pożywienie oraz byle jakie warunki do życia walczyli wszyscy, nie tylko dorośli, dzieci również nie miały wyjścia i musiały pracować niejednokrotnie na równi z dorosłymi, czasem żebrać czy nawet kraść – wszystko aby można było przetrwać. Surowy klimat, ciężkie warunki życiowe, praca nad siły: to sprawiało, że częstym gościem w lichych chatkach była Śmierć, która także nie oszczędziła rodziny Dębowskich. Upływające lata dodawały jedynie trosk i zmartwień, coraz trudniej było marzyć o końcu wojny i o powrocie do Ojczyzny.
Opowieść ta tym bardziej złapała mnie za serce, iż w dużej mierze dotyczy właśnie dzieci. Narrator opowiada o zdarzeniach, w których problem z odnalezieniem się w danej sytuacji miałby niejeden dorosły, co dopiero dziecko, muszące szybko zapomnieć o swoim niedużym wieku i zrobić, co w jego mocy, aby jego najbliżsi mieli co jeść. Szczególnie wtedy ta odpowiedzialność spoczywała na jego barkach, kiedy starsi członkowie rodziny z powodu chorób nie byli w stanie pracować.
Wówczas żyli dla siebie, dla najbliższych. Szacunek i miłość, z jakimi wspomina autor swoją rodzinę, a w szczególności swoją matkę potrafią wzruszyć, aż do łez. Sądzę, że to właśnie miłość utrzymywała ich przy życiu i dawała powód, aby wstać następnego poranka.
Wspomnienia Mundka są bardzo dobrze zachowane. W tej nie najgrubszej książeczce narrator opisuje szczegółowo historie swojego dzieciństwa, dodając opisy swoich uczuć, jakie wówczas doświadczał, trosk, które go nękały oraz jak się to ma do jego dzisiejszego postrzegania świata.
Wzrusza, ujmuje, porusza każdą uczuciową strunę znajdującą się w naszej duszy. Książka nie jest popularna na tyle, by można kupić ją w każdej bibliotece, ale gorąco zachęcam tych, którzy będą mieli okazję zetknąć się z tym pamiętnikiem, aby go przeczytali i poznali historię tych najmłodszych zesłańców…

Autorem tekstu jest:
Kasia Pompka

1 komentarz:

  1. Właśnie skończyłam czytać, książka na prawdę przepiękna i chwytająca za serce. Tylko jedna uwaga do tekstu powyżej - najmłodszy Dębowski miał na imię Eugeniusz czyli Gienek, a nie jak napisano Mundek.

    OdpowiedzUsuń