wtorek, 30 listopada 2010

GOTAN PROJECT LIVE

Wydawnictwo: Discograph
Rok: 2008
Gatunek: World Music, Nu Jazz, Chillout
Cena: ok 45 zł

CD1:1. Live Intro
2. Queremos Paz
3. Vuelvo Al Sur
4. El Capitalismo Foráneo
5. Lal Del Ruso
6. Santa María (Del Buen Ayre)
7. Nocturna
8. Tríptico
9. Chunga's Revenge
10. Last Tango In Paris
11. Sola
12. Santa María (Del Buen Ayre) [Versíon Orquestal]
CD2: 1. Diferente
2. La Vigüela
3. Amor Portno
4. Epoca
5. Notas
6. Lunático
7. Che Bandonéon (Interlude)
8. Una Música Brutal
9. Santa María (Den Buen Ayre)
10. Arrabal
11. El Norte
12. Criminal
13. Tríptico
14. Diferente (Versíon Orquestal)

Od czego mogłaby pochodzić nazwa projektu, który gra tango, śpiewa tango i żyje tangiem ! Oczywiście od tanga ! Nazwa jest wynikiem pewnej zabawy słowem, na bazie verlan- francuskiego slangu, który używany jest do podkreślania albo ukrywania znaczenia słów. Zasady tej gry są banalnie proste i polegają na przestawieniu sylab.
Sama nazwa verlan powstała ze zmiany sylab we francuskim l’invers (tłum. na odwrót).Idąc tym tropem możemy stwierdzić, że słowo Gotan zrodziło się w wyniku przestawieniu sylab w wyrażeniu „tango”. Drugą część nazwy : Project, muzycy wymyślili sami. W podobny, do powyżej opisanego sposób Gotan Project bawi się również muzyką. Z rewelacyjnym skutkiem ! Philippe Cohen Solal, Christoph H.Mueller i Eduardo Makaroff starają się podkreślać w tangu jego emocjonalność, żar, erotyzm i nastrojowość kompozycji. Przenoszą akcent z rytmu na lekki, współczesny bas i elektroniczną perkusję. W jednym z wywiadów Makaroff powiedział: „ To co robimy w Gotan to poszukiwanie głównych fraz rytmicznych, wybieramy harmonię tanga, aby je niszczyć. Z dużą dozą szacunku staramy się niszczyć i zarazem budować coś bardziej przenikliwego”. Na początku paryscy muzycy: Francuz Philippe Cohen Solal i Argentyńczyk Eduardo Makaroff pracowali razem w zespołach The Boys From Brazil oraz Stereo Action Unlimited.
Właściwa historia grupy Gotan Project zaczyna się w 1999 roku, kiedy to ta dwójka postanowiła stworzyć zupełnie nową jakość na rynku muzycznym ! Ta jakość miała powstać z połączenia muzyki elektronicznej i tanga ! Wkrótce do formującego się zespołu dołączył Szwajcar Christoph H.Muller, który ułatwił fuzję obu gatunków. Decyzja była następująca: unowocześnić i lekko okiełznać argentyńskie rytmy poprzez dodanie elementów muzyki elektronicznej. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Powstała intrygująca i oryginalna muzyka, nieskazitelne połączenie tanga i muzyki współczesnej . Muzyka, przyprawiająca o dreszcze ! Efekt pozytywnie zaskoczył zarówno publikę, jak i krytyków. Brzmienie zespołu to przede wszystkim zasługa trójki liderów. Każdy z nich jest reprezentantem innego kraju. Trzy odmienne temperamenty, trzy osobowości i wspólna miłość- tango ! Dodajmy, że tango argentyńskie, które płynie w żyłach wychowanego w Buenos Aires Makaroffa zupełnie różni się od swej europejskiej odmiany, której stolicą jest Paryż. Tango argentyńskie, w przeciwieństwie do europejskiego (które znamy głównie z sal balowych i którego podstawą jest bardzo silnie akcentowany, twardy rytm, wyrażający się w energicznych ruchach tancerzy) jest bardzo kameralne, tajemnicze, zalotne i uwodzicielskie. Jego piękno nie leży w warstwie zewnętrznej, ale w atmosferze, którą ono samo wywołuje. Najważniejsze jest tu napięcie i uczucie rosnące między tancerzami ! To tango ulic, barów i kawiarni. I właśnie taki klimat odnajdziemy w muzyce Gotan Project. Uczuciowa muzyka podbita dźwiękiem basu i pulsująca elektroniczną perkusją. Efekt przyprawia o dreszcze…
Zanurzcie się wygodnie w swoich fotelach. Włączcie „play”. Czujecie jak w powietrzu zaczyna unosić się wyjątkowy czar, a atmosfera nasiąka subtelną erotyką i wysublimowaną elegancją ? Ten projekt , ludzi kochających tango, dokonał rzeczy, która pozornie wydawała się niemożliwa. Połączył różne kultury. Połączył tangiem. …

Autorem tekstu jest:
Ewelina Cofała

poniedziałek, 29 listopada 2010

Światowy dzień AIDS

Od 1988r. 1 grudnia obchodzony jest światowy dzień AIDS. Co roku kampanii towarzyszy hasło przewodnie. W tym roku brzmi ono: „Wiedza ratuje życie”.
Na całym świcie z wirusem żyje ok 33 milionów osób. W Polsce od 1985 do końca czerwca 2010 wykryto około 13 tys. zakażeń. Szacuje się ze ok
20 tys. osób jeszcze nie wie o tym, ze może być nosicielami wirusa HIV.
W tym dniu na całym świecie odbywają się wszelkie akcje edukacyjne i konferencje mające na celu przybliżenie problemu profilaktyki i walki z Aids. Organizatorzy co roku przypominają, jak ważne jest poddawanie się bezpłatnym badaniom na wykrycie tego wirusa.
Jeśli chodzi o woj. śląskie, bezpłatnym badaniom można się poddać w
Punkcie Diagnostyczno - Konsultacyjnym przy Górnośląskim Stowarzyszeniu „Wspólnota” w Chorzowie, przy ul. Zjednoczenia 10 (tel. 32 34 99 319) oraz w Punkcie Diagnostyczno - Konsultacyjnym przy Poradni Profilaktyki Uzależnień MONAR w Częstochowie, przy ul. Wolności 44/19 (tel. 34 365 48 99).
Gorąco zachęcam do poddania się takim badaniom. Każdemu z Nas, choć wiemy o HIV coraz więcej, znamy profilaktykę i drogi zarażenia wirusem, wydaje się że ten problem nas nie dotyczy. Ale czy na pewno? Hmm... no właśnie. Dajmy sobie chwile i zastanówmy się czy w Naszym życiu nie wydarzyło się coś, co mogłoby nas narazić na zarażenie wirusem. Zróbmy to właśnie w ten dzień. W końcu jaki inny dzień będzie lepszy od 1 grudnia – Światowego dnia walki z Aids.



Autorem tekstu jest:
Agata Wiśniewska 

LOST: Via Domus

Producent: Ubisoft Montreal
Dystrybutor PL: Ubisoft
Gatunek: Action Adventure
Wymagania: Windows XP or Vista
2.5 GHz Core 2 Duo / Athlon 64 X2 (or 3.5 GHz Pentium 4/Athlon)
1GB of RAM (2GB zalecane)
przynajmniej 128MB DirectX 9.0c
5 GB miejsca na dysku twardym
Cena: Około 20 złotych


Niezależnie od tego, czy się serial LOST lubi czy nie – trzeba przyznać że odcinki do końca sezona 3 mniej lub bardziej trzymają poziom. To na nich opiera się fabuła LOST: Via Domus. Niestety – nie można tego powiedzieć o grze.

Co zawodzi? Może zacznijmy od początku – stopień trudności rozgrywki. Gra jest podzielona na kolejne odcinki, które w mniejszym lub większym stopniu odzwierciadlają wydarzenia serialowe.

Każdy etap ma w sobie jeden typ zagadek – instalacje z bezpiecznikami. Za pomocą odpowiednich bezpieczników mamy zmniejszyć lub zwiększyć natężenie prądu tak by zmieścić się w tolerowany polu natężenia końcowego ogniwa.

Gracz podczas rozgrywki jest prowadzony za rączkę – i to dosłownie. Dżungla jest z każdej strony zamknięta przez co pomimo jej pozornej optycznej otwartości – przechodzimy korytarze prowadzące wprost do rozwiązania.

Zupełnym przegięciem jest to gdy gracz przedostaje się przez znany wszystkim widzom płot elektromagnetyczny broniący wioski Innych jednak nie może do niej się dostać gdyż postać nie potrafi skakać, a drogę „blokuje” 4 centrymetrowa tyczka. Jedyne co może to iść wzdłuż ściany z dżungli – brzmi komicznie prawda?- i wejść do jednego budynku.

Plusy? Miło wspominam etapy gdy musimy uciekać przed Czarnym Dymem – wchodząc między drzewa, które z nieznanego do dziś powodu są przeszkodą dla dymu.

Grafika jest na przywoitym poziomie, jednak stopień zamkniętości świata sprawia że wszystko traci czar.

Prawdziwy fan serialu, który niesamowicie napali się na „Via Domus” jest w stanie skończyć w kilka godzin.

Niestety nie jestem w stanie zobaczyć w tej grze nic więcej niż produkt czysto marketingowy. Korzystając z znanej licencji został wydany produkt który ma za zadanie tylko i wyłącznie wyłudzić pieniądze fanów marki Niestety nic więcej.

Tekst napisał:
Damian Łukowiak

piątek, 26 listopada 2010

Great teacher Onizuka

Reżyser: Takeshi Watanabe, Noriyuki Abe,

Scenariusz: Masashi Sogo, Yoshiyuki Sugam, oparte na mandze GTO

Muzyka: Miwaku Okuda, Kirari

Rok: 1999-2000

Gatunek: anime, obyczajowy, komedia, dramat

Długość: ~25 minut (43 odcinki)



Kiedy myślimy o anime najczęściej mamy przed oczami wesołe komedyjki utrzymane w klimacie fantasy. Ciężko nawet sobie wyobrazić poważne anime, opowiadające o życiu w sposób dosadniejszy niż filmy fabularne. GTO jest przykładem właśnie serialu odstającego od reszty. Dlaczego? Mamy tutaj niezwykle realistycznie opisaną historię byłego szefa gangu motocyklowego, który był postrachem wszystkich innych takich band, nawet policji. Pewnego dnia postanawia się ogarnąć, zmienić życie i zarabiać legalnie, ale nie robić za dużo. Wpada na, jakże ułudny, pomysł zostania nauczycielem w liceum – w końcu - piękne dziewczyny dookoła i niewiele do roboty poza kartkówkami i czytaniem z książek…


Już pierwszego dnia w szkole okazuje się, że rzeczywistość jest bardziej brutalna, niż dotychczas się mogło wydawać. Klasa Onizuki okazuje się być pogromcą nauczycieli, jak sam Onizuka się dowiaduje – żaden nie wytrzymał pełnego roku, a ostatnia wychowawczyni wylądowała w ... nie powiem, ot taka zachęta. Dostając solidny wycisk przez pierwsze dni wpada na pomysł… 

…zostania najlepszym wychowawcą w całej Japoni! Zaczyna rozmawiać z podopiecznymi, przekonuje do siebie klasę pomagając im w rozwiązaniu ich problemów, ba, nawet ich rodzin! Szczególnie w pamięci zapadł mi odcinek w którym to Onizuka został oskarżony przez jednego ucznia o podrywanie jego matki (ojciec zginął). Jak potem się okazało – niesłusznie, jednak bez szczegółów. 

Oprócz głównego wątku jakim jest praca Onizuki z jego klasą, mamy także kilka pobocznych, z których najciekawszy jest flirt (a może już romans?) Onizuki z pewną nauczycielką oraz komiczny konflikt z zastępcą dyrektora szkoły, który sobie wmówił, że całe zło spadające na jego rodzinę (a w szczególności ukochane auto) jest winą feralnego, młodego nauczyciela.


Atutem serialu jest również specyficzna kreska i animacja, znacznie różniąca się od innych anime – postacie się bardziej realistyczne, proporcje płci pięknej naturalne a miasto żyje! W jakże wielu serialach miasta świecą pustką lub są tylko tłem – tutaj jest inaczej. Udźwiękowienie GTO należy sklasyfikować jako wybitne. Rockowe brzmienia i "balladowo-popowe" kawałki skutecznie pomagają zagłębić się w ten serial, a że synchronizacja pomiędzy akcją a podkładem muzycznym jest perfekcyjna… nie sposób w paru odcinkach powstrzymać się od uronienia łez – tak jest!


Great teacher Onizuka polecam wszystkim osobom, które oczekują dojrzałego serialu animowanego, okraszonego nieco absurdalnym poczuciem humoru.  

Autorem tekstu jest:
Łukasz Chojnacki 

Odette i inne historie miłosne

Wydawnictwo: Znak
Autor: Eric Emmanuel Schmitt
Rok: 2009
Ilość stron:168
Cena: 25,90


O takich historiach mówi się zwykle, że są słodko-gorzkie. E.E.Schmitt doprawia swoje opowiadania charakterystyczną szczyptą teatralności( w dialogach) oraz ironii(w opisie).Powstaje kompozycja,która poruszy nawet najbardziej zblazowanego czytelnika.
Osiem portretów kobiet: tych szczęśliwych i tych, którym sporo brakuje do szczęścia. Biednych i bogatych. Kochanek i samotnic. Żona, która dowiaduje się (banalnie, bo u fryzjera), że jej mąż założył rodzinę z inną kobietą. Fałszywa księżniczka, która umiera na białaczkę.Porzucona przyjaciółka, obdarowana fałszywym obrazem Picassa. Odette- zwykła kobieta…
Za ich plecami ukrywa się postać popularnego pisarza, który musi zdecydować: pisać dla zwyczajnych ludzi i dać się zjeść literackiej krytyce, czy zamilknąć ? Czy to zakamuflowana w prozie osobista wątliwość Schmitta? Do nas należy odpowiedź…

Autorem tekstu jest:
Ewelina Cofała 

Trainspotting

Trainspotting

Reżyser: Danny Boyle
Scenariusz: John Hodge
Muzyka: Damon Albarn
Rok: 1996
Gatunek: dramat
Długość: 93 min

Mówić o filmie przełomowym jest niezwykle ciężko. Bo to była rewolucja nie tylko w kinie brytyjskim i światowym, to była także moja prywatna przemiana. To jeden z tych obrazów, do których wracam nieustannie i zawsze polecam wszystkim z otwartym umysłem. Czczę i uwielbiam. I zabraniam porównywać do osławionego „Requiem dla snów”, bo jedyne podobieństwo to dragi w roli głównej. A to jeszcze za mało.
Wszystko zaczęło się od Irvina Welsha, autora książki „Trainspotting”. Nie… Wszystko zaczęło się narkotyków. Też nie. Wszystko zaczęło się od Margaret Tacher. Na pewno zaczęło się od przemian społeczno-kulturalnych w Irlandii, gdzie zblazowana młodzież żyjąca w szarych blokowiskach szukała jakiejś rozrywki. I oto ona nadchodziła.
„Wybrać życie, pracę, sławę, rodzinę, zajebisty telewizor, pralkę, samochód, kompakt i otwieracz do puszek. Wybrać zdrowie, zdrowe żarcie, ubezpieczenie, kredyt o stałym oprocentowaniu. Dom, przyjaciół. Dres, torbę sportową, garnitur z bogatej oferty. Samodzielność, by dręczyć się- kim ty, kurwa, jesteś? Wybrać kapcie, gazetę, telewizor, niejadalne żarcie. I tak zdechniesz w zasranym wyrze zostawiając smród, który wąchać będą twe jebane bachory. Wybrać przyszłość, życie. Po kiego wała? Wybrałem nie wybierać życia. Wybrałem co innego. Powód? Nie ma powodu kiedy masz heroinę.
Ten film jest tragikomiczną historią o pojedynczych wzlotach i upadkach, o zmianie cywilizacyjnej następującej na naszych oczach, o poszukiwaniu szczęścia tam, gdzie go wcale nie ma. Ale, czymże jest szczęście, prawda? Dla kogoś, to nowy telewizor. Dla Rentona i kompanii kolejny strzał. Groteskowa historia o autodestrukcji może być wspaniałą metaforą wyścigu, w którym zaprzęgnięty jest każdy z nas. Uzależnieni od nowości, trendów, wygodnego życia nie stajemy się coraz bardziej wolni. To ucieczka od wolności. Ucieczka na miarę ćpunów, dla których dawanie sobie w kanał ma wymiar transcendentny i jednocześnie fizycznie paraliżujący. Dlaczego warto obejrzeć? Dla rewelacyjnej gry Ewana McGregora (Renton), Ewena Bramnera (wariat- Spud) i Roberta Carlyle (psychopatyczny Begbie). Dla zniewalającej muzyki; szczególnie świetnej sceny, kiedy Renton zapada się w dywan podczas lotu i przeżywa swój „Perfect Day” z Lou Reedem. Dla przyzwoitości, bo ten film jest jednym z najważniejszych w historii kina brytyjskiego, a już na pewno najistotniejszym w dobie postnowoczesności. Cóż więcej mogę rzec? Wybierz Trainspotting.
Autorem tekstu jest:
Milena Wrzesień

czwartek, 25 listopada 2010

Vicky Cristina Barcelona

Reżyser: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen
Muzyka: różni artyści, tytułowa piosenka“Barcelona” w wyk. Giulia y Los Tellarini
Rok: 2009
Gatunek: komedia obyczajowa
Długość: 96 min.

Po trzech filmach, które można uznać za ukłon w stronę brytyjskich metropolii, wśród których “Match Point” wyróżnia się jako najbardziej dojrzały i zaskakujący, powyższy film Woodiego Allena jest być może mniej doskonały, ale niemniej żarliwy.
Jest to film mówiący o miłości i związanymi z nią instynktami, którego akcja rozgrywa się w jednej z europejskich stolic- Barcelonie. Wspaniałe miasto ukazane przez pryzmat trzech kobiecych osobowości, w zestawieniu z silnym mężczyzną w roli katalizatora. Melancholia ze słodkim posmakiem. Amerykanki Vicky i Cristina są przyjaciółkami. Spędzają wakacje w tętniącym życiem centrum Katalonii.Dopełniające są charaktery : powściągliwość zakotwiczona w konwencjonalnych, solidnych wartościach z wizją zbliżającego się małżeństwa, a z drugiej strony żywiołowość, niepohamowane emocje oraz gotowość do uniesień, gdy tylko nadarzy się okazja. Obok nich zjawia się mężczyzna, w fascynującej osobie malarza Juana Antonio (w tej roli pełen nieodpartego uroku, Javie Bardem), który jest swieżo po rozstaniu z żoną Marią Eleną. Bez żadnych niedomówień, Juan Antonio otwarcie deklaruje miłość dwóm kobietom, proponując tydzień pełen wrażeń. Miasto Oviedo i wizyta u jego ojca. Pierwsza ulega Cristina, a sytuacja komplikuje się wraz z przyjazdem narzeczonego Vicky oraz Marii Eleny (Penelopa Cruz)- nieposkromionej neurotyczki. Po raz kolejny Scarlett Johansson w świetnej formie, w roli Cristiny. Ożywiający, pełen pasji, znakomity, rozrywkowy film….


Autorem tekstu jest:
Ewelina Cofała 


Hellsing Ultimate

Reżyser: Tomokazu Tokoro
Scenariusz: Hideyuki Kurata, Yousuke Kuroda, oparty na mandze Hellsing
Muzyka: Hayato Matsuo
Rok: 2006-obecnie
Gatunek: anime, dramat, thriller, akcja
Długość: odcinek ~50 minut (na razie 7 odcinków, czekamy na 8 część)

O wampirach ostatnimi czasu dużo się słyszy, serial „Czysta krew” jest zdecydowaniem najlepszym fabularnym przedstawieniem świata tych pełnych ekstrawagancji istot. O produkcji typu „Zmierzch” przykro się wypowiadać. Jednak zanim zapanowała era milusich wampirków , a potem brutalnych orgii, gdzieś daleko na wschodzie, w Japoni na podstawie mangi powstał Hellsing Ultimate*. Brutalny, kontrowersyjny ale niesamowicie klimatyczny serial opowiadający historię na długo zapadającą w pamięci. Tytułowy Hellsing to Zakon Królewskich Protestanckich Rycerzy Agencji Hellsing, tak jest, akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii. Agencja zajmuje się zwalczaniem wampirów, które atakują ludzi i zamieniają ich w ghoule – bezmyślne istoty. Co dziwne w jej szeregach pracuje wampir najwyższej klasy – Nosferatu Alucard, arogancki i cyniczny, ale wierny swojej pani, lady Integral, będącej spadkobierczynią Hellsinga.
Główna bohaterka, policjantka Victoria Seras, która na początku jest człowiekiem, w wyniku źle przemyślanej akcji staje przed wyborem – umrzeć czy żyć wiecznie? Wybiera wiadomą opcję. Ugryziona przez Alucarda, musi wstąpić do agencji i nauczyć się żyć na nowo. Przy okazji walcząc z wampirzym pociągiem do krwi.

Wraz z rozwojem fabuły coraz bardziej pochłania nas mroczny, nieraz absurdalny świat w którym nie ma dobra, za to zło jej wszędzie. Główną osią fabularną jest walka Hellsinga z organizacją nazistowską, która za czasów II WŚ prowadziła badanie nad überżołnierzami. Efektem tych prac było stworzenie chipu, zamieniającego ludzi w „syntetyczne” wampiry. Jednocześnie, w tle rozgrywa się druga fabuła – konfliktu agencji Hellsing z… Watykańską Organizacją Iscariote! Niezwykle odważnym posunięciem było ukazanie państwa kościelnego, jako mściwego i rządnego władzy. Nie zdradzając za bardzo fabuły – w pewnym momencie Iscariote, wzywa pod broń wszystkie zakony rycerskie aby ruszyć na odsiecz płonącego Londynu (tak jest, potajemnie nadal istniały). 
Sympatyczny i nieco luźniejszy jest wątek konflitku między Akucardem a ojcem Andersenem (najlepszym agentem Watykanu) - widok okładających się po mordach  "asów" swoich agencji jest komiczny.
Wyjątkową atmosferę serialu tworzy świetna oprawa muzyczna, utwory są operowe, jak i ostre rockowe – ciarki przechodzą po plecach. Wszystko doskonale zgrane z akcją.
Ciężko tak rozbudowany fabularnie serial zamknąć w kilku zdaniach, czy nawet stronie A4. Jeśli kochacie anime, a chcecie zobaczyć coś poważnego i zupełnie innego niż wszystko co widzieliście – sięgnijcie po Hellsing Ultimate – taki serial jest tylko jeden!

* Przed Hellsing Ultimate, powstał Hellsing, serial luźno powiązany z mangą, jednak ze jeszcze lepszą oprawą muzyczną – polecam kawałki „World without logos” oraz "Soul rescuer", aby się przekonać!


Autorem tekstu jest:
Łukasz Chojnacki

Target

Premiera: 22 kwietnia 1998
Gatunek: FPP
Producent: De Lyric Games
Wymagania: Windows 98, Pentium 133MHz, 32MB RAM …. po prostu sprawnie działający piecyk

Polacy nie gęsi i swój pierwszy FPP-ek mają! Na ponad rok zanim na półki sklepowe zawitał Mortyr, pewne nieznane nikomu studio, postawiło sobie za cel stworzenie strzelanki. Strzelanki przesiąkniętej polską lat ’90 – jest brudno, jest biednie, są byli SB-cy, są byli generałowie. Witamy w brutalnym świecie polski roku pańskiego 1997!

Czy się stoi czy się leży 1000$ się należy!
Fabularnie gra przedstawia się… zakładamy, że fabuła jest wysublimowana i zawiła, że tylko twórcy widzą powiązania pomiędzy poszczególnymi misjami. Zwiedzimy posiadłości szefów mafii, zadrzemy z Pruszkowem, nakopiemy Gruzinom i uratujemy córkę szefa gangu. Zanim jednak przyjdzie nam zmierzyć się z zadaniami, należy wybrać specjalizację postaci. I tu należą się brawa producentom, trzeba pamiętać, że w tamtym okresie coś takiego jak „klasy” było rzadkością. Mamy więc komandosa, któremu nie straszne strzelanie z miniguna na stojąco, snajpera załatwiającego robotę z daleka i sabotażystę – numer uno! Postać genialna, mamy np. zabawki-bomby, którymi podjeżdżamy pod nogi przeciwnika i robimy bum! Każda z klas różni się też statystykami (zdrowie, siła, celność, wiedza), od ich wartości zależy co możemy używać i jak dobrze strzelamy z danej broni (a tych jest sporo!), ile granatów uniesiemy itd. Po każdej dobrze zakończonej misji dostajemy wynagrodzenie i punkty doświadczenia, które wydajemy na zwiększenie statystyk.

Grę zaczynamy z 1000$ w kieszeni w swoim mieszkaniu. Wyglądając przez okno ujrzymy piękny krajobraz… bloki bez tynku, podejrzanych przechodniów i walające się śmieci po kątach. By dostać zlecenie, należy udać się do baru. Tak! W pewien sposób Target to takie ubogie GTA, bardzo ubogie. Możemy nawet na miejsce motorowerem podjechać! Wypas!

Jestem ku*wa Jurij.
Pub wygląda jak typowa mordownia, ale to w nim urzęduje nasz szef, Jurij, od którego dostajemy zlecenia. No i to jedyne miejsce, w którym może zakupić nową broń i zabawki destrukcji od dilera broni. Obaj panowie wyglądają jak należy – skórzane płaszcze i paskudne mordy. Zadania jak wspomniałem na początku nie szokują, zresztą sami przeczytajcie jak się zaczynają…
„Dziś zlecenie z zewnątrz. Szef gangu złodziei samochodów Roman Populik porwał córkę szefa konkurencyjnego gangu. Ci zwrócili się do nas o pomoc. Musisz uratować Julię i zemścić się na Romanie. (…)”
Swojsko, a język także swojski i nasi przeciwnicy czasem coś zaklną, dodaje uroku. Sam przebieg zadań jest zawsze taki sam – po trupach do celu.

Na szczęście producent był pomysłowy i… dodano tryb multiplayer! Tak jest, Target był pionierem na polskim rynku. Oprócz gry po LANie, można było zagrać w Podzielony ekran, czyli razem z kumplem przy jednym komputerze. Łezka w oku się kręci… ta gra była do tego stworzona – klimatyczne mapy, które można było dowolnie zwiedzać! Wchodzić do mieszkań, na mury zamku czy do piwnic – pełna swoboda!

Przyodziewek Jurija
Na koniec, klasycznie, przyjrzę się oprawie audio-wizualnej. Audio… było kapitalne, muzyka była utrzymana w klimacie Psów czy Ekstradycji, cudownie nastrajała do rozwałki, a przechadzając się ulicami miasta dodawała nutkę melancholii. O grafice można napisać tyle – była. Teoretycznie fotorealistyczne wykonanie poziomów, powinno być plusem, jednak niska rozdzielność gry spowodowała, że nawet w dniu premiery Target straszył. Choć nie można nie zauważyć, że zwiedzane lokacje są idealnymi kopiami dzielnic paru polskich miast, to jednak… niesmak pozostał.

Reasumując, bardzo krótko – Target grą rewolucyjną był. Na polskim rynku na pewno. Dzisiaj jest niedostępna, ale jeśli przypadkiem na nią natrafisz – kupuj! I weź poprawkę na grafikę, że gra ma 12 lat, a będziesz świetnie się bawił!

Autorem tekstu jest:
Łukasz Chojnack

środa, 24 listopada 2010

Watchmen - Strażnicy

Reżyser:  Zack Snyder
Scenariusz: Alex Tse, David Hayter
Muzyka: Tyler Bates
Kraj: USA, Wielka Brytania
Premiera:
Polska: 6 marca 2009
Świat: 23 lutego 2009
Gatunek: Dramat, Akcja, Sci-Fi
Długość: 163 minuty


Strażnicy to nie jest film o superbohaterach, choć takowych można tutaj znaleźć. Strażnicy to nie jest film political fiction, choć mamy tutaj i wygraną przez amerykanów wojnę w Wietnamie, rozpoczynającą się właśnie (amerykańską) kampanię w Afganistanie i Nixona który po raz trzeci zostaje prezydentem Stanów Zjednoczonych. Czym więc Strażnicy są?

Snyder zrobił rzecz niebywałą: w jednym filmie zawarł opowieść detektywistyczną, miłosną, science – fiction, political fiction i dramat obyczajowy. I zrobił to w taki sposób że ta mnogość jest z jednej strony niemal niezauważalna, a z drugiej na tyle wyraźna, by przykuć uwagę widza, nie pozwolić mu odejść od ekranu.
Akcja filmu przenosi nas w lata osiemdziesiąte XX wieku. Amerykański Sen, przy współudziale Strażników stał się rzeczywistością. Jednak nie każdemu dane było poczuć, jak smakuje. Zamaskowani mściciele zostali zdelegalizowani, a ci, którzy nimi kiedyś byli próbują wieść normalne życie. Jakby tego było mało, ktoś zaczyna zabijać jednego po drugim, a nad światem unosi się ponure widmo wojny nuklearnej...
Scenarzyści wespół z reżyserem kreślą śmiałą wizję świata ponurego, pesymistycznego, nieco odrealnionego i jednocześnie niepokojąco prawdziwego, który zamieszkują chyba najbardziej wiarygodni herosi w historii. Z jednej strony brak tutaj jakiegoś wyraźnego podziału na dobro czy zło, z drugiej zaś postacie Sowy czy Rorschacha trudno nazwać neutralnymi (Sowa to klasyczny rycerz, Rorschach zaś to prawicowy oszołom, którego nie sposób nie polubić). Częste retrospekcje przybliżają nam każdego z bohaterów: pokazują jego historię, to jak kształtował się ich światopogląd, jakie łączą ich relacje co w efekcie pozwala nam ich zrozumieć. Każdy dąży przecież do wspólnego celu, choć z różnych pobudek.
Strażnicy to również uczta dla uszu i oczu. Przesycone detalami sceny, doskonale skomponowane z muzyką (scena pogrzebu), często symboliczne (scena wybuchu bomby atomowej). Spokojna, niemal „teatralna” praca kamery świetnie kontrastuje z dynamiką akcji dzięki czemu nie skupiamy się na jednym elemencie ale na całości. O tym że efekty specjalne to klasa sama w sobie nawet nie trzeba wspominać. Nie będziemy na nie zwracać większej uwagi, skupimy się raczej na historii, bo to ona jest tutaj najważniejsza.
Jeśli macie dość hurraoptymistycznych filmideł z superbohaterami w rolach głównych, a najnowszy Batman to dla was wciąż za mało, musicie koniecznie zobaczyć Strażników. Faceci w głupich kostiumach już nigdy nie będą tacy jak dawniej.




Autorem tekstu jest:
Kamil Bańbor

New Amerykah Part Two: Return Of The Ankh

Wydawnictwo: Uniwersal Music Group
Rok: 2010
Gatunek: RnB&soul
Cena: ok.36 zł

1. 20 Feet Tall
2. Window Seat
3. Agitation
4. Get Money
5. Don't Be Long
6.
Love
7.
Umm Umm
8.
Fall In Love
9.
Incense (Instrumental)
10.
Out My Mind Just In Time (Part 1) (Undercover Over-Lover)
11.
Out My Mind Just In Time (Part 2)

New Amerykah Part Two: Return Of The Ankh to druga część kompliacji Eryki Badu. Pierwsza część nagrana była przy pomocy dużej dawki elektroniki (New Amerykah Part I: World War),w powyższej dominują „żywe” instrumenty. Te dwie części tworzą swego rodzaju całość, dopełniają się nie tylko w warstwie muzycznej, ale także tekstowej. Album World War poruszał tematy społeczne, w Return Of The Ankh Badu porusza tematy osobiste, intymne. Wystarczy spojrzeć na tytuły- piosenki mówią o miłości, o uczuciach. We wstępie Badu snuje opowieść o zwykłej dziewczynie, która jednak jest niezwykła. O tej dziewczynie właśnie opowiadają jej piosenki.
Album nagrywany był przy użyciu mnóstwa analogowych instrumentów -harf, smyczków, perkusji, fortepianu, a nawet thereminu (jego brzmienie przypomina gwizd, piłę lub skrzypce), co wpłynęło na jego bardzo specyficzne brzmienie.”Jest w nim ukryte drugie dno, a brzmienie tych kawałków wydaje mi się fajne. To uczucie podobne do przytulania”- powiedziała o nim Badu.
Rzeczywiście jest w tej muzyce coś marzycielskiego, coś tajemniczego, pełnego niedomówień. Charakterystyczny funkowy dźwięk basu zatacza spirale przed niemal każdą z piosenek, potęgując to uczucie. Teksty Badu są jak zwykle niepowtarzalne- opowiadają o tym, co jest w nas, tak samo, jak niepowtarzalny jest jej syreni wokal. To taki album Rn&B, który z jednej strony jest impresjonistycznym zapisem chwili, a z drugiej wydaje się ponadczasowy. Piosenki płyną tak cudownie, że chce się ich słuchać wciąż od nowa….


Autorem tekstu jest:
Ewelina Cofała

Maczeta

Reżyser:  Robert Rodriguez, Ethan Maniquis
Scenariusz: Robert Rodriguez, Alvara Rodriguez
Muzyka: Chingon
Kraj: USA
Premiera:
Polska: 26.11.2010
Świat: 01.09.2010
Gatunek: Akcja
Długość: 105 minut

Z trudem silę się na obiektywizm. Moi ulubieni filmowi bracia bliźniacy Rodriguez&Tarantino zawsze gwarantują dobrą zabawę i grę z konwencją gatunkową. Intelekt, poczucie humoru i porządną rzeźnię. Proszę Państwa, „Maczeta” to kino dla niegrzecznych chłopców, twardych lasek i koneserów filmów klasy B. A nawet Z. (Zed’s dead;).

Na planie spotyka się doborowe towarzystwo, które może flagować gatunek kina akcji. DeNiro, Seagal, Trejo (wcielający się w tytułowego bohatera), Marin czy słynny policjant z Miami- Don Johnson. Do tego kilka ślicznotek pierwszej ligi- Jessica Alba czy Michelle Rodriguez i zbuntowane dziecko show biznesu Lindsay Lohan (kokaina gra z LiLo także i w filmie). Wszyscy już zebrani, zatem możemy rozpocząć naprawdę ostrą jatkę. Bo jest to obraz jawnie nawiązujący do ukochanego przez wielu kina exploitation. Zatem są wybuchy, niedorzeczne zwroty akcji, jeszcze bardziej absurdalne sceny walki, gdzie kończyny latają po całym ekranie, krew leje się strumieniami, a dla kurażu Maczeta używa jelit jako liny. Do tego przechadzają się bardzo roznegliżowane panienki. Jest klawo, jest zabawa.
Zdaję sobie sprawę, że to nie kino dla każdego. To film zrobiony z przymrużeniem oka i tego od widza oczekuje. Trudno mówić o wirtuozerii w obrazie, który po prostu ma zgrywać taniochę niskiej klasy. Jedno, co pewne i godne uwagi, to świetna muzyka. Rockowa, ale z domieszką latynoskiego mariachi i ranczera. Chingon, bo tak się zwie zespół odpowiedzialny za brzmienia, to twór Roberta Rodrigueza powstały w 2004 roku. Zaszczycił swą obecnością już ścieżki dźwiękowe „Kill Billa”, „Grindhouse” czy „Pewnego razu w Meksyku”.
Ja zapraszam do kina. Najlepiej w grupie dobrych kumpli. Chyba, ze ma się pewność, iż partnerka jest fanką ucinanych głów.





Autorem tekstu jest: 
Milena Wrzesień

Kozacy: Europejskie Boje (+Sztuka wojny + Powrót na wojnę)

Premiera: 24 marca 2001 / 21 lutego 2002 / 25 września 2002
Gatunek: RTS
Producent: CDV
Wymagania: Komputer podłączony do prądu

Strategie mają to do siebie, że im bardziej skomplikowane tym ciekawsze. Im więcej detali i wpływu na rozwój prowadzonej nacji tym lepiej, a gracz bardziej zadowolony. Wielu producentów stara się znaleźć złoty środek i zadowolić tak tych lubiących prostotę jak i hardcorów. Niewiele tytułów zbliżyło się do tego złotego środka. Kozacy na pewno. Na pewno najbliżej. Na pewno w kozacki sposób!

Historia europy krwią pisana
Europa w okresie XVII i XVIII wieku była szargana wojnami, nie było spokojnego miejsca. Każde państwo dążyło do dominacji, najbardziej znaczący ród, Habsburgowie, wygasa, polska powoli rozpada się pod wpływem wewnętrznych konfliktów a na zachodzie powoli przebudza się przyszłe mocarstwo. Jednym słowem – genialny okres dla strategii. Kozacy czerpią szerokimi garściami, prezentując ten burzliwy okres naprawdę dramatycznie, przy tym prawdziwie. Fabularnie mamy do dyspozycji kilka kampanii, pozwalających poprowadzić dane mocarstwo przez konkretny okres historyczny. Nie ma szału, równie dobrze, można je zupełnie pominąć. Choć polski scenariusz rozegrać trzeba – z patriotycznego obowiązku.

Wśród blisko 20 nacji do wyboru, znajdziemy Polskę (a jak!), Prusy, Niderlandy, Piemont czy Hiszpanię – przekrój kulturowy całej europy. Każda charakteryzuje się odmiennym stylem architektonicznym, możliwościami militarnymi… w ogóle wszystkim, co ciekawe chłopi (podstawowa siła robocza) są przyodziani w tradycyjne stroje narodowe. Miły smaczek.

Wspomniane militaria są największym plusem gry. Formacji do wybory mamy od groma, a że każda nacja posiada także swoje narodowe oddziały (np. Polska ma husarię i lisowczyków) nie ma gracza, które nie znalazłby czegoś dla siebie. Świetnie oddano przebieg bitew. Najczęściej obie armie zanim się zmierza ze sobą, są odpowiednio rozstawiane, poszczególne oddziały można łączyć w formacje z oficerem na czele oraz doboszem przygrywającym rytm marszu, a następnie zmieniać ich ustawienie (piechotę można ustawić np. w czworobok czy linię). Nie można zapomnieć o zaopatrzeniu strzelców w niezbędną amunicję. Ta jest produkowana z węgla i żelaza, i jeśli nie daj boże, zabraknie nam tych surowców w trakcie bitwy… rzeź niewiniątek. Dodaje to klimatu i wymaga ciągłej kontroli na linii front-osada, świetny pomysł!

Jam jest szlachcic
I jako szlachcic dbam o swoje osady i ziemie. Wykorzystując chłopów wznosimy miasto od podstaw, mając do dyspozycji ponad 30 budynków możemy swobodnie zaplanować rozwój. Wśród niezbędnych do owego rozwoju surowców, znajdziemy drewno, kamień, żelazo, węgiel, złoto oraz żywność. Każdy jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania miasta. Jeśli zabraknie złota, oficerowie odmówią współpracy, podobnie jak inne elitarne formacje, a także flota morska. Natomiast brak żywności spowoduje szybką śmierć głodową całej populacji, w sumie zbyt szybką. Tak jak w trakcie batalii trzeba kontrolować poszczególne tak i tutaj, część ekonomiczna gry stoi na wysokim poziomie i niezwykle wciąga nawet sam rozwój miasta. W momencie, w którym wybudujemy uniwersytet stanie przed nami otworem pokaźne drzewo rozwoju technologicznego (łącznie ok. 200 patentów) – bravissimo! Tego brakuje wielu strategiom.

Obraz, trubadur i zadowolony gracz
Graficznie Kozacy nawet dzisiaj potrafią cieszyć oko, choć (szczególnie po budynkach) widać ile lat minęło od premiery. Dźwiękowo jest znacznie lepiej, klimatyczne utwory, utrzymane w stylu barokowym i folkowym, przyjemnie umilają rozgrywkę.
Dzisiaj Kozaków można zakupić chyba tylko w sklepach sieciowych, ale warto wydać te 20zł za wersję Antologia, czyli wszystko razem. Wiele godzin spędzicie przy tej cudownej strategii.


Autorem tekstu jest:
Łukasz Chojnacki