niedziela, 19 grudnia 2010

Moje tak zwane życie.

Twórcy: Winnie Holzman
Do obejrzenia: Internet
Rok: 1994 - 1995
Gatunek: Dramat, familijny, obyczajowy

Pamiętam ten serial z telewizji, czasy pierwszej kablówki. Miałam z trzynaście lat, uwielbiałam Nirvanę i zakochałam się w Jordanie Catalano. Zazdrościłam Angeli, że w jej szkole wszyscy chodzą w koszulach w kratę i glanach, a jej przyjaciółka ma najbardziej szalone pomysły pod słońcem. I chciałam, by moje tak zwane życie, było życiem tych amerykańskich nastolatków z początku lat 90…
Do serialu powróciłam całkiem niedawno, z sentymentu i by sprawdzić, czy wielki zachwyt z tamtych lat, to jedynie fantazja młodzieńcza. Jakże miło się rozczarowałam. Jordan Catalano nadal był przystojny (i już wiem dobrze, że to Jared Leto), a bycie Angelą (Clarie Danes) nadal pozostaje kusząca perspektywą. Ten serial, choć amerykański, jest mądry. Tak, mądry. Epitet jest naprawdę właściwy. Nie ma rewii mody i szalonych intryg, są prawdziwe problemy, i co najciekawsze dylematy te przedstawione są zarówno z punktu widzenia młodej dziewczyny jak i jej rodziców. Może z dzisiejszej perspektywy bywa nieco moralizatorski, ale to nie przeszkadza. Wówczas, i chyba dzisiaj również, był to jedyny produkt Made In USA, z którego główną bohaterką mogłam się w pełni utożsamić. Angela czuje się czasem brzydka, kocha najbardziej zbuntowanego chłopaka w szkole, walczy z nadopiekuńczymi rodzicami i czasem bardzo chce być dorosła, by za chwilę wtulić się w ramiona taty. Jest zwyczajna, jest dokładnie taka jak ja, czy każda inna nastolatka. No, powiedzmy- myśląca nastolatka. Nie gwarantuję, że produkcja (z resztą całkiem hojnie nagrodzona) spodoba się fankom „Zmierzchu” czy „Plotkary”. Pewna jestem, że warto zaserwować go młodszemu rodzeństwu, bo jest niezłym „pomocnikiem” w podjęciu rozmowy na poważniejsze tematy. Polecam gorąco.

Autorem tekstu jest:
Milena Wrzesień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz