czwartek, 2 grudnia 2010

Spadkobiercy

Twórcy: Dariusz Kamys
Do obejrzenia: TV4,
Comedy Central, Internet
 

Rok: 2009 – do teraz 
Gatunek: opera mydlana, teatr improwizowany


Kto nie widział, czy chociaż nie słyszał o takich niezapomnianych serialach jak „Moda na sukces”, „Dynastia” czy „Dallas”. Serial kabaretowy „Spadkobiercy” jest parodią opery mydlanej, która gości (stety, niestety) na ekranach naszych telewizorów, już od paru dobrych lat.
Akcja rozgrywa się w Los Angeles, w posiadłości państwa Owensów. Głównym bohaterem jest Jonathan Owens (Artur Andrus)- właściciel prężnie rozwijającej się fabryki szkła, weteran z Wietnamu, a zarazem głowa rodziny. Jego starszy syn Billy (Marcin Wójcik) w przyszłości ma przejąć interes ojca, stwarza wrażanie najbardziej stonowanego i ułożonego z trójki rodzeństwa, (lecz to tylko pozory). Młodszego George’a (Robert Górski) wciąż trapią przeróżne problemy oraz dylematy, poza tym zmaga się z licznymi nałogami. Ostatnim z dzieci Jonathana jest Dorin (Joanna Kołaczkowska), (w dzieciństwie porwana i przetrzymywana w łazience, dla 10 $ okupu), zakochana w Kenie Heighly, emigrancie z byłej Czechosłowacji przewiezionym do Stanów w bagażniku trabanta. Jak w każdym „serialowym tasiemcu” występuje przyjaciel rodziny (Warren zawsze służący dobrą radą), jak i wróg (Frank Dealer konkurent w interesach Owensa).
Zaletą scenariusza jest jego brak(!), tzn aktorzy dostają zarys sceny jaką mają odegrać, tuż przed wcieleniem się w role, a więc wszystkie dialogi i zwroty akcji są czystą improwizacją. Z racji tego, że odtwórcy ról nie są przygotowani, a nawet nie mają czas na przemyślenie, tego, co mają powiedzieć sceny są spontaniczne i przekomiczne. Co trochę zdarzają się niekontrolowane wybuchy śmiechu, które postacie starają się zatuszować aktem rozpaczy czy nagłego ataku gruźlicy, co w rzeczywistości jeszcze bardziej rozbawia publiczność. W każdym odcinku zapraszany jest gość specjalny (aktor, satyryk, jednym słowem celebryta), któremu powierzana jest epizodyczna rola. Ma ona zostać odegrana bez wcześniejszego przygotowania, oczywiście.
Odtwórcami głównych ról są najlepsi polscy kabareciarze z Górskim i Andrusem na czele, a więc nie widzimy aktorów na siłę starających się rozbawić publiczność (nie licząc gości, którzy swoją drogą i tak dają radę), tylko ludzi znających się, że tak powiem, na rzeczy. W końcu żyją z rozbawiania publiczności, a to jest główny cel serialu.
Muzyka grana jest na żywo, a więc w zależności jak aktorzy mają zamiar rozegrać daną scenę, orkiestra nadaje temu odpowiednie tło. Płynnie przechodzi z nostalgicznych grzmień, przez pełnych napięcia jazgotów, aż do radosnych kawałków.
Spadkobiercy” to chyba jeden z nielicznych seriali, których naprawdę nie da się przewidzieć, bo w końcu, kto wie, co siedzi w głowie jednego, czy drugiego. Każdy odcinek jest naszpikowany potknięciami kabareciarzy, ale i próbą rozbawienia nie tyle publiczności, co współtowarzyszy na scenie. Na pozór poważne rozmowy o przyszłości firmy, kończą się na gejowskiej przeszłości Billy’ego. Jednym słowem serial jest godny obejrzenia i pozwolenia sobie na uśmiech w ponure dni.

Autorem tekstu jest:
Kasia Pompka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz